Make-up po meksykańsku
Mikrobusy czekające na pasażerów na dworcu przy kampusie UNAM w mieście Meksyk. |
Zielony, rozklekotany
mikrobus w rytmie muzyki typu banda pędzi na złamanie karku – choć w tym
konkretnym przypadku bardziej prawidłowo należałoby napisać na złamanie koła –
ulicami południowych dzielnic/kolonii miasta Meksyk. Ludzie podskakują na
swoich siedzeniach. Choć może należałoby powiedzieć, iż walczą o życie, a
właściwie o dotarcie do pracy/szkoły/targu/sklepu/dworca. Każdy z uczestników
tej „pseudo-zabawy”, kej karuzeli za 4-5 pesos, zastanawia się, kiedy wypadnie
przez okno z tego pędzącego poprzez jeszcze niemalże całkowicie zaspane miasto
środka transportu. W końcu jest godzina 7, w porywach 8 rano, co w Meksyku dla zdecydowanej
większości oznacza jeszcze godziny mocno przedporanne. Jednakże pomimo
przedziwnych akrobacji i układów choreograficznych, jakie trzeba wyczyniać, by
nie wylądować swoimi czterema literami na podłodze, 80% populacji damskiej,
jaka znajduje się w tym „pseudo-autobusie” dokonuje porannych czynności
upiększających. Przedłużanie rzęs, tudzież ich obcinanie, malowanie oczu, rzęs,
ust, pudrowanie to widok jak najbardziej normalny w transporcie publicznym w
Meksyku. Nikt zdaje się nie zastanawiać, jakim cudem Meksykankom udaje się
dokonać tych niezwykle skoordynowanych ruchów i tych jakże subtelnych
manipulacji przy swojej twarzy. Zaręczam, iż rzeczywiście wychodzą one z mikrobusa
piękniejsze, niż wchodziły. A zatem, podczas gdy mężczyzna (a przynajmniej
jeden Guerito) próbuje wielokrotnie i bezskutecznie trafić do swojej kieszeni
by wydobyć drobne na bilet, kobieta jest w stanie umalować całą twarz z niezachwianą
precyzją. Cud, czary, czy co...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz